Gdy rok się kończy… Podsumowanie 2019 roku i wizja na 2020.

glass-ball-1754432_1920

Schyłek roku jest jakimś magicznym momentem, kiedy wraz z kończeniem się kartek kalendarza naturalnie wiele osób robi mniej lub bardziej szczegółowe podsumowania mijającego roku oraz plany na nadchodzący czas. Ja również uwielbiam robić podsumowania i układać w głowie wizje, które rozbudzają apetyt na więcej. Moje podsumowanie 2018 roku możecie zobaczyć tu: Jak podsumowuję mijający 2018 rok? a tegoroczne poniżej.

Po co podsumowywać mijający rok?

Fajnie jest powspominać najlepsze momenty przy okazji przeglądania pamiętnika czy zdjęć, kiedy wspólnie uczyłam się z moją przyjaciółką do sesji w bibliotekach czy naszych mieszkaniach gdzie potem razem nocowałyśmy i potrafiłyśmy przegadać jeszcze ładnych kilka godzin. Cieszę się z tego, że wyjeżdżałam z mężem na krótkie, ale bardzo potrzebne nam wyjazdy, gdzie mogliśmy pobyć z tym co dla nas ważne i zobaczyć siebie z trochę innej strony niż codzienne obowiązki. Z uśmiechem wspominam to jak przeżywałam każdy raz gdy miałam wsiąść do samochodu i choć na początku nie radziłam sobie zbyt dobrze to bez problemu i bezpiecznie pokonywałam setki kilometrów. W moim sercu są też cudowne spotkania z Aniołkami z naszych rodzin – te małe rączki, uśmiechy pełne wdzięczności i radości z samej obecności. Jestem wdzięczna, za wiele inspirujących rozmów ze znajomymi, które wiele zmieniły w moim postrzeganiu siebie i życia. Pamiętam wzruszenie z wyróżnienia za pracę zaliczeniową i książkę z dedykacją. Praktyki studenckie z dziećmi, gdzie obserwowałam różne problemy ale i niezwykłe postępy, przyniosły mi wiele wniosków. Ważne dla mnie są też wszystkie szczere rozmowy z mężem i przyjaciółką pełne śmiechu, wzruszeń, ale i psychicznego bólu i te momenty, kiedy postanowiłam zawalczyć o siebie.

Dla mnie przede wszystkim najważniejsze jest to, by mieć szansę dostrzec jak wiele się zmieniło w ciągu ostatnich 12 miesięcy. A w każdym roku zmienia się wiele! Jestem świadoma zmian, gdyż staram się prowadzić pamiętnik, w którym zapisuję najważniejsze wydarzenia, sukcesy, wdzięczności i wnioski. Dzięki niemu widzę jakimi problemami się przejmowałam, jak widziałam jakąś sytuację i co z tego wyniknęło a przede wszystkim to, jak ewoluowało moje postrzeganie tej samej sprawy.

W tym roku chyba najwięcej miejsca poświęciłam mojej psychoterapii i fizjoterapii i temu jak zmieniało się moje podejście do terapeutów, jak stopniowo nabierałam zaufania i dawałam sobie prawo do tego, by przyjąć pomoc, zaakceptować to, że z pewnymi sprawami nie jestem w stanie sobie sama poradzić. Teraz z perspektywy czasu widzę, że moje obawy i lęki były kompletnie nieuzasadnione i sama się śmieję, ale też jestem pełna współczucia, że byłam targana aż taką nieufnością, bezradnością i krzywdzącymi myślami przede wszystkim o tym, że jestem nic nie warta i tak naprawdę nikt mnie nie lubi, bo jak można lubić kogoś takiego jak ja. Przeglądając swoje notatki zauważyłam, że objawy depresyjne utrzymywały się u mnie przez bardzo długi czas jeszcze przed rozpoczęciem psychoterapii. Dokładnie widać jakie poczyniłam postępy w proszeniu o pomoc i wsparcie, stawianiu na swoje potrzeby i determinacji, w pracy z ciałem, układaniu swojej historii, rozumieniu i akceptowaniu siebie czy pokonywaniu kryzysu psychicznego (szczególnie ważne było tu sięgnięcie po pomoc psychiatryczną, czyli farmakoterapia). Zrobiłam dużo kroków na tej drodze, ale wiele jeszcze przede mną. Odważyłam się zdecydować na kilka zmian, nie tylko fryzury, ale i specjalności na studiach, czy sama decyzja o terapii jest jedną z trudniejszych do podjęcia dla człowieka i naprawdę nie jest łatwo pozwolić, by to co trudne jeszcze raz wróciło i wywróciło życie do góry nogami. Wiem jednak, że to były bardzo potrzebne dla mnie zmiany, które wypłynęły z mojego wnętrza, gdy poczułam, że jestem na nie gotowa i to właśnie one dają mi nadzieję, że będę mogła w pełni realizować swój potencjał.

Jak moim zdaniem najskuteczniej jest robić podsumowanie?

Oprócz samego przeglądania pamiętnika z ostatnich miesięcy, co zajmuje dużo czasu, stosuję szybszą wersję podsumowania:

Określam jakie obszary są dla mnie ważne, np. terapia, relacja z mężem, studia i rozwój zawodowy, umiejętności społeczne, dbanie o sobie i zdrowie. A następnie zastanawiam się, ile i co się zmieniło w tych obszarach i czy są to zmiany korzystne (zazwyczaj są, bo wyciągam ze wszystkiego jakieś pozytywne strony i naukę) i czy nadal chcę kontynuować podjętą ścieżkę. Myślę, że to w zupełności wystarczy, by czuć zadowolenie z mijającego roku zamiast smutku czy rozczarowania.

Gdybym nie notowała sobie od czasu do czasu swoich przemyśleń i działań, pewnie ciężko byłoby mi być zadowoloną z tego co robię, bo mój wewnętrzny krytyk nadal od czasu do czasu ma coś do powiedzenia. I mimo, że w danym momencie uważam, że nic szczególnego się nie wydarzyło i moje przemyślenia nie są jakieś odkrywcze to w porównaniu do tego co i jak myślę na ten sam temat za kilka miesięcy sprawia, że to nabiera sensu.

Wizja nowego roku – kierunek a nie cel.

Bardzo lubię przy okazji końca roku zastanawiać się nad tym co jest dla mnie ważne i czy coś w kwestii moich priorytetów się zmieniło. Przeglądam swoją hierarchię wartości i swoje postanowienia z kończącego się roku. A także myślę o tym, nad czym chciałabym popracować w następnym roku. Już nie stawiam sobie typowych celów noworocznych, bo u mnie przestało się to sprawdzać, gdyż życie jest zbyt zmienne i moim zdaniem lepiej postawić na elastyczność. Mierzalne cele są super, jeśli chcesz zacząć zmieniać swoje życie, ale kiedy wejdziesz na ścieżkę rozwoju to ona poprowadzi Cię sama, bo zaczynasz być coraz bardziej świadomy tego, czego chcesz. Czym innym jest jednak określanie kierunku i obszarów do pracy na najbliższy czas. Trochę się tego nauczyłam na psychoterapii, że trzeba umieć określić nad czym będziemy pracować, ale z zachowaniem zasady, że wszystko może się zmienić w zależności od okoliczności i potrzeb. Oczywiście fajnie jest, jak mogę coś zmierzyć, np. ilością przeczytanych książek i powiedzieć, że odniosłam sukces, bo założyłam sobie, że przeczytam 4 książki inne niż obowiązkowe na studia a przeczytałam 10 i jestem w trakcie 11 (nie mówiąc o tych, które zaczęłam i przerwałam 😛 ). Takie mierzalne cele czy postanowienia wpływają na poczucie skuteczności. Jednak, kiedy już wiem, że dobrze sobie radzę to nie nastawiam się na ilość, lecz jakość. Szukam tego czego na dany moment potrzebuję bez rywalizacji i przymuszania się do czegokolwiek. Na początku 2019 roku postanowiłam sobie, że pójdę na jogę minimum 80 razy a poszłam tyko 4 razy w styczniu, bo fizjoterapia, którą podjęłam w trakcie i praktyka własna w domu w zupełności mi na ten moment wystarczy i czasami było ciężko mi nawet sprostać temu wyzwaniu. Przecież nikt z nas nie planuje tego, że dopadnie go kryzys czy gorszy czas. Ściśle określone cele często nie dają na to przestrzeni, pozostawiając gorzkie rozczarowanie i zniechęcenie. Zamiast tego, gdy zaczęło się w moim życiu dużo zmieniać, przestałam sobie radzić z emocjami i nastrojem czy obowiązkami to postawiłam sobie cel, by po prostu to przetrwać, nic innego już się nie liczyło, żadne książki, nad którymi wylałam sporo łez czy ambitna praktyka jogi, do której w ogóle nie miałam siły. Jedyne co zostało w najcięższym dla mnie czasie to terapia, która choć trudna to bardzo mi pomagała i pomaga nadal, studia, które są dla mnie ważne i nie chciałam ich zawalić, przyjaciele, którzy nie dali mi się poddać oraz na koniec ja i moja budząca się dbałość o samą siebie. I to nadal są ważne dla mnie obszary, które zamierzam kontynuować w nowym roku. Gdy czuję się lepiej rozwijam tą listę o rozwój fizyczny i psychiczny.

Nie chcę stawiać już mierzalnych, ściśle określonych celów (nie licząc organizacji zadań, bo to zupełnie inna kwestia), ale wyznaczam sobie postanowienia, które są dla mnie ważne, takie jak regularne odżywianie i nawadnianie się czy aktywność fizyczna. Jednak bez napinki, że muszę i nie stawiam ich dużo, 3-4 najważniejsze. W zasadzie te postanowienia nie zmieniają się u mnie od kilku lat, bo dobrze mi z tym, że je mam i wiem, że nadal chcę je wypełniać, a poziom motywacji się często zmienia i dlatego staram się śledzić codziennie czy spełniłam założenie czy nie.

Takie cele-kierunki na najbliższy rok są bardzo związane z samoświadomością i podejściem małych kroków. Chcę powoli pokonywać ograniczenia, których mam w sobie jeszcze mnóstwo i budować stopniowo siebie taką jaką chcę być. Czymś nad czym chciałabym dalej pracować jest wiara w siebie i w to, że jestem równie wartościowa co inni, których stawiam sobie za wzór i ci którzy mnie inspirują. Możesz zapytać, „pff skąd będziesz wiedziała, że to już masz?” Poczuję to. „Jak do tego dotrzesz?” Codziennością, małymi codziennymi wyzwaniami, np. tym, że jak będę się zastanawiać nad jakąś kwestią a będę miała obok siebie kogoś, kto może to wiedzieć, to po prostu zapytam, pokonam lęk przed oceną, że jestem głupia, czy obawę, że jestem dla niego uciążliwa. Każdy moment jest odpowiedni na to, by wprowadzić malutką zmianę.


Nie chcę też być źle zrozumiana, jeśli coś się u Ciebie sprawdza co u mnie nie działa to wiedz, że szanuję to i z całego serca Ci kibicuję 😊 Chcę jednak dbać też o te osoby, które czują dużą presję i właśnie do nich głównie kieruję swoje słowa, że przede wszystkim warto na początek zadbać o własne potrzeby, zastanowić się nad tym czego chcę i czy ja tego chcę a nie koleżanka, z którą mam chodzić na siłownię, czy mama, która każe schudnąć, bo tak będzie zdrowiej. Jeśli interesuje Cię to w jaki sposób tworzyć noworoczne cele, przeczytaj ten wpis: Określanie misji, celów i postanowień – mój sprawdzony sposób

Życzę Ci wytrwałości na podjętej przez Ciebie drodze!

P.S. chyba naprawdę muszę uwielbiać podsumowania 😀 skoro w spisie swoich wpisów znalazłam jeszcze to: PsychoInspiracja skończyła pierwszy rok! Podsumowanie: misja życiowa i ambicja, terapia i kryzys, wdzięczność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *