Jakie znaczenie ma wychowanie? Postawy rodzicielskie wobec dzieci a ich późniejsze życie. Część 2. RODZICIELSKIE AMBICJE

W psychologii wyróżniamy cztery główne postawy rodzicielskie, które są niepożądane w wychowaniu. Są to:

chains-19176_1920

Postawa nadmiernie wymagająca

Postawa ta charakteryzuje się stawianiem bardzo wysokich wymagań dziecku. Jednocześnie ograniczana jest samodzielność dziecka. Nie może ono samodzielnie o sobie decydować, bo decyzje zostały już podjęte przez rodzica. Rodzic wyznaje zasadę, że to on rządzi, a dziecko musi się podporządkować, przez co ma niewiele swobody i jego zdanie się nie liczy. Zasady są sztywne i wszelkie odstępstwa od reguł są karane. Rodzic wymaga od dziecka coraz większych osiągnięć, niezależnie od wkładanych kosztów. Dziecko podlega nieustannej ocenie, kontroli i sprawdzaniu.

Dziecko nie ma prawa do własnego czasu, hobby, decydowania o sobie samym. Rodzic ma na dziecko sprecyzowany plan, do którego musi się ono stosować. Dobrym przykładem takiej postawy jest zapisywanie dziecko na wiele różnych zajęć dodatkowych, na które dziecko nie ma ochoty lub zmuszanie do trenowania sportu czy gry na instrumencie do upadłego, wymuszanie samych najlepszych ocen i udziału w konkursach. Rodzic nie zwraca uwagi na to, że dziecko potrzebuje równowagi pomiędzy nauką i zabawą oraz kontaktem z rówieśnikami.

Rodzic nigdy nie jest usatysfakcjonowany efektem jaki uzyskało dziecko, bo „zawsze mogło być lepiej” lub „za mało się postarałeś”. Nie chwali dziecka, gdy ono napisze dobrze sprawdzian, lecz najpierw zapyta o to jak napisali koledzy. Gdy okaże się, że chociaż jedna osoba w klasie dostała wyższą ocenę, rodzi to do dziecka wyrzut, że mogło się postarać bardziej. Dla rodzica czwórka to nie jest satysfakcjonująca ocena, bo uważa, że można było dostać piątkę. Zmusza dziecko do ciągłego poprawiania ocen, by było najlepsze w klasie. Po czym i tak nawet pierwsza pozycja w rankingu, nie jest dla rodziców szczególnym osiągnięciem, bo zaraz znajdą się powody, aby umniejszyć dziecięce zasługi lub stawianie kolejnych wygórowanych wymagań. Rodzic nadmiernie wymagający to taki, który na wykonany rysunek przez dziecko spojrzy pobieżnie i może nawet przyzna, że ładny, ale przy tym wyrazi dezaprobatę, że całe się ubrudziło. A gdy dziecko z czystego serca zrobi dla mamy śniadanie, ta w pierwszej kolejności zwróci uwagę, że w kuchni zostawiło chlew.

Dzieci często są nadmiernie obciążane obowiązkami domowymi, które muszą wypełniać pomiędzy ślęczeniem w książkach a zajęciami dodatkowymi. Przy czym nie mogą one narzekać na swój los, bo przecież rodzice dla nich tyle poświęcili, tak się starają i powinny być wdzięczne za to co mają, bo oni w dzieciństwie takich warunków nie mieli. I tu dotykamy jednej z przyczyn tego sposobu patrzenia na własne dziecko. Rodzic, który nie zaznał w swoim dzieciństwie czegoś, nie miał szans na osiągnięcia, nie zrealizował marzeń, chce, aby zrobiło to jego dziecko. Jest to spełnianie własnych ambicji ciałem własnego dziecka.

Nie muszę chyba tłumaczyć, jak bardzo jest to dla dziecka obciążające… ciągła presja sprawia, że dziecko nie radzi sobie z tak dużymi wymaganiami, bo one zwyczajnie są mało realne. Ogromny stres odbija się na samopoczuciu dziecka i może odbić się na relacjach z innymi, bo niemile widziane jest spędzać czas z kolegami, którzy są nieambitni i „nie dla ciebie”.

Taka postawa rodziców uczy dziecko, że w życiu trzeba rywalizować z innymi i zawsze być od nich lepszym. Takie sytuacje dzieją się nawet w rodzeństwie, gdzie jedno dziecko jest porównywane do drugiego. Najczęściej młodsze rodzeństwo ciągle słyszy, że nie jest tak zdolne, tak mądre, tak zaradne jak ten najstarszy brat lub siostra. W rodzinie występują licytacje podczas spotkań świątecznych, na temat tego czyje dziecko jest bardziej zaradne, ma wyższą średnią i do jakiego liceum pójdzie, choć oczywiste jest, że do najlepszego w mieście. Często te porównania są niedorzeczne, bo dzieci są przecież zupełnie różne, mają inne predyspozycje i inne warunki rozwoju. Pamiętam dobrze ze swojego dzieciństwa taką sytuację, kiedy przyjechała do nas rodzina na wakacje i ciocia z babcią podczas przygotowywania obiadu wymieniały się tym co umie moja kuzynka a tym co umiem ja. Ciocia pochwaliła się, że moja siostra ładnie obiera ziemniaki na obiad, na co moja babcia do mnie: „no widzisz, a ty nie potrafisz tylko żympolisz te kartofle!” Pomyślałam sobie wtedy (jako małe dziecko), że to niesprawiedliwe, bo siostra jest ode mnie o 3 lata starsza i jakie ja mam niby przy niej szanse? Rodzic nadmiernie wymagający, nie zważa na takie różnice między dziećmi.

Dziecko nie może samodzielnie podjąć decyzji, nie może też ponieść konsekwencji własnego działania, bo w chwilach „słabości” jest wyręczane czy to przez rodzica, starsze „bardziej utalentowane” i „mądrzejsze” rodzeństwo albo specjalnie zatrudnionych korepetytorów. Widziałam już takie sytuacje, gdzie matki same pisały za dzieci wypracowania lub rysowały rysunki, bo były przekonane, że nie zrobią one tego na tyle dobrze, żeby otrzymały dobrą ocenę. Ale zapominają o tym, że w ten sposób odbierają dziecku prawo do samostanowienia, poczucie wartości, wiarę we własne możliwości i przekonanie o własnej skuteczności. To wszystko w dziecku nie ma prawa się wykształcić, kiedy rodzic na każdym kroku pokazuje dziecku, że jest nie dość dobre. Rodzic ciągle poprawia po dziecku to, co ono robi, np. ścieląc łóżko, rodzic widzi nadal nieidealnie ułożone poduszki albo zacieki na umytych naczyniach. Każe poprawić, aż będzie usatysfakcjonowany albo na oczach dziecka robi to samodzielnie, mówiąc lub dając do zrozumienia, że zawsze trzeba po nim poprawiać, bo niczego nie potrafi zrobić jak trzeba.

Ja sama nie zaznałam ze strony rodziców dużego nacisku na osiągnięcia. Sama chciałam się uczyć jak najlepiej, aby rodzice zwrócili na mnie uwagę i żeby jakoś się wybawić od pracy w gospodarstwie, do której byliśmy z bratem zobowiązani, a raczej zmuszani. Mój brat był zdecydowanie bardziej chętny do pomocy w polu czy przy zwierzętach, bo to lubił. Gorzej natomiast szła mu nauka, a mi wręcz odwrotnie. Kiedy odrabiałam lekcje, traktowane to było jako siedzenie w domu i miganie się, a ja po prostu bardzo się starałam być jak najlepsza w tym, co mi wychodziło i w czym czułam się dobrze. Zdecydowanie gorzej znosiłam zbieranie ziemniaków, buraków i truskawek czy noszenie jedzenia krowom. Później rodzice mi odpuścili, ale często byłam porównywana do bardziej robotnego brata, który był bardziej pomocny. On natomiast nasłuchał się o tym, że ledwo zdaje z klasy do klasy, kiedy ja przynosiłam same dobre oceny i nagrody na koniec roku. To sprawiało, że bardzo ze sobą rywalizowaliśmy zamiast się wspierać jako rodzeństwo. Moja mama często jako wzór pracowitej dziewczyny przedstawiała mi koleżankę z sąsiedztwa, która sama gotowała obiady, odkąd skończyła 10 lat, a jako wzór grzecznej i ułożonej córki, moją kuzynkę rówieśniczkę. Jednak nie docierały do niej argumenty, że one w przeciwieństwie do mnie mają więcej swobody, bo mogą wychodzić z domu do znajomych i tam się wyszaleć próbując życia. Wielu rodziców zakłada, że dzieci mają obowiązek pomagać rodzicom, jednak ten obowiązek egzekwują zbyt surowo.

Rodzic nadmiernie wymagający, to taki, który uważa, że wie najlepiej. Nie słucha swojego dziecka i dziecko nie ma prawa dociekać czy prosić o argumentację. Zamiast tego często słyszy „nie bo nie”, „masz tak robić, bo ja tak mówię”, „wiem co dla ciebie dobre”, „kiedyś mi za to podziękujesz”. Wszelkie próby zaprotestowania są niemile widziane i interpretowane jako pyskowanie i niewdzięczność ze strony dziecka.

Rodzic ma już określoną wizję i drogę życiową dla dziecka. Syn ma być prawnikiem a córka lekarzem. Nie dopuszczają do siebie, że dziecko może mieć inne pasje i inne potrzeby. Każda próba odzyskania kontroli nad własnym życiem przez nastolatka, a nawet już młodego dorosłego, kończy się awanturą, bo mama/tata wie lepiej. Liczy się renoma uczelni, prestiż kierunku, poważanie wykonywanego zawodu i wielkość zarobków. Schemat jest prosty: dziecko najpierw musi się dużo uczyć, ćwiczyć i trenować, nie tracąc czasu na inne, mało ważne w mniemaniu rodziców, zajęcia. Perfekcyjnie napisać maturę i dostać się na szanowane studia najlepiej w stolicy, a może nawet za granicą. Potem rozpocząć prestiżowy staż w najlepszej placówce i dostać wysokopłatną pracę z wszelkimi udogodnieniami w postaci służbowego telefonu czy samochodu. W międzyczasie wziąć kredyt na mieszkanie w centrum i koniecznie znaleźć odpowiedniego partnera lub partnerkę, oczywiście takiego/taką który/a przypadnie do gustu całej rodzinie. Ślub musi być zorganizowany w jak najbardziej wyszukanym stylu tak, żeby innym opadły kopary z luksusu i przepychu. Podróż poślubna ma być zagraniczna i oryginalna. No a potem wnuk i to natychmiast, bo ja chcę być już babcią/dziadkiem!

STOP!!!

Tu wszędzie widoczne są oczekiwania rodzica, a nie dobro dziecka. Przez cały czas rodzic wysyła komunikat „JA”, np. „ja chcę żebyś Ty…” „nie życzę sobie…”. Nie ma miejsca na zdanie dziecka i jego potrzeby. Tak jest aż do momentu, kiedy dorosła już osoba, zdecyduje się radykalnie odciąć pępowinę. Będzie to okupione wieloma awanturami i groźbami skreślenia z rodziny czy odcięcia dopływu finansowego. Tacy rodzice mogą uciekać się do szantażu emocjonalnego, mówiąc, że są strasznie zranieni. Po części taki rodzic jest uzależniony od swojego dziecka, bo gdy jego zabraknie, nie będzie mógł na nikogo przelewać swoich wygórowanych oczekiwań.

Podsumowując

Zmuszanie dziecka do ciągłej pracy, może przynieść odwrotny skutek od zamierzonego, bo dziecko jest zniechęcone. Możliwe, że z czasem wyrobi w sobie postawę uległą, nie potrafiąc określić tego, czego potrzebuje i co lubi. Z trudnością przychodzi mu koncentracja na zadaniach. Częste ocenianie dziecka niszczy jego rozwijającą się samoocenę, która jest dramatycznie niska, tak jak wiara w siebie i wewnętrzne aspiracje. Dziecko jest niepewne siebie, swoich możliwości. Jest zalęknione i przewrażliwione na swoim punkcje i wszędzie doszukuje się krytyki w myśl postawy „nie jestem wystarczająco dobry”.

Dziecko ciągle kontrolowane i sterowane na bycie najlepszym i rywalizującym, ma potem problem z odnalezieniem się w grupie. Nie wie czego od życia oczekuje i w czym jest tak naprawdę dobre. Największą trudność, nawet dorosłemu już człowiekowi, sprawia określenie nawet tego co on tak naprawdę lubi robić, co jest jego pasją i w jakim kierunku chciałby w życiu pójść. Jest wyuczonym perfekcjonistą, niezadowolonym z siebie, czującym się ciągle nie na miejscu i zbyt mało kompetentny. Każde niepowodzenie jest dla niego dotkliwe. Oczekuje szybkich efektów, a gdy one nie przychodzą – poddaje się, bo uważa, że nigdy nie osiągnie takiego poziomu, aby go zadowolił. Wypruwa sobie żyły dla pracy, której nienawidzi, tylko dlatego, że jest społecznie uważana za prestiżową i jest dobrze płatna. Nie poddaje refleksji swojego życia, bo bolesnym byłoby, gdyby okazało się, że to tak naprawdę oczekiwania rodziców a nie jego samego.

Oczywiście nie można odmówić rodzicom, że dzięki ich wymaganiom dzieci mogą nauczyć się pracowitości, wytrwałości, zorganizowania, dbałości o jakość swojej pracy. Jest to jednak okupione dużą presją psychiczną, z którą nie każde dziecko sobie poradzi nie popadając w problemy emocjonalne czy choroby psychiczne. Nie twierdzę, że dzieci nie mogą mieć wymagań, ale muszą one być dostosowane do wieku i możliwości dziecka. I w żadnym wypadku dzieci nie mogą być zmuszane, a powinny być zachęcane do nauki, pracy czy pomocy rodzicowi. W przeciwnym razie jest to dla dziecka przykry obowiązek i ciężka, wyczerpująca praca ponad siły a nie szansa na rozwój i spełnione życie czy udzielenie pomocy z nadzieją na otrzymanie w zamian wdzięczności.

Mam nadzieję, że udało mi się ukazać szkodliwość nadmiernych wymagań rodziców i skłonić Was do większej refleksji nad wychowaniem i będziecie pamiętać o tym, że nie zawsze presja na dziecko popłaca. Dzieciństwo szybko przeminie i na dodatek będzie bardzo źle wspominane, jeśli w ogóle będzie się czymś różnić od zapracowanego życia dorosłego. Zwróćcie także uwagę na to, jak często używacie porównań swojego dziecka do innych dzieci, gdy ono wypada niezbyt dobrze (abstrahując od tego, że w ogóle porównywanie dzieci przynosi niewiele dobrego, ale na tym niestety stoi system edukacji, który nie pomaga) i postarajcie się te porównania ograniczyć, zwłaszcza gdy przyrównujecie do siebie rodzeństwo. Pomyślcie: chcecie mieć wspierające się i kochające nawzajem dzieci, czy rywalizujące i zapatrzone w siebie?

Starając się ze wszystkich sił samemu być jak najlepszym w tym co robimy i dążąc do tego, by wychować dzieci na ambitne, pracowite, wytrwałe, nie zauważamy, że ma to negatywne konsekwencje. Dostrzegam dużo potencjalnych zagrożeń dla naszego zdrowia psychicznego:

Takie zagrożenia czyhają także na nasze dzieci, gdy będziemy na nie bardzo „cisnąć”. Zachęcam Cię do przemyśleń nad swoją postawą wobec dzieci albo wizji swojego przyszłego rodzicielstwa, ale także zastanów się nad własnym życiem, wartościami i potrzebami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *