Żeby pomóc komuś kto doświadcza trudności po pierwsze trzeba umieć zauważyć, że dzieje się coś niedobrego. Nie trzeba być do tego detektywem, a jedynie życzliwym, empatycznym lub ciekawskim człowiekiem. Czasem można wyłapać zmiany w zachowaniu danej osoby, np. po tym, że jest mniej energiczna niż wcześniej, mniej o siebie dba, popełnia więcej błędów, w mediach społecznościowych publikuje jakieś smutne posty, gdzie między wierszami można wyczytać, że może mieć problem lub przestała zabiegać o kontakt, nie pojawia się na spotkaniach, nie widujemy jej już od dawna. Po drugie trzeba wiedzieć co pomaga, a po trzecie przejść do konkretnego działania. A więc co działa i jak to zastosować?
1. Nawiązać kontakt – rozproszyć poczucie osamotnienia
Czym jest osamotnienie? Jest indywidualnym odczuciem danej osoby, jej interpretacją rzeczywistości. Dlatego może czuć się samotna, nawet będąc w związku, nawet będąc ciągle otoczona ludźmi, czy to znajomymi czy pracując z klientami. Kiedy ja doświadczałam swojego kryzysu, poczucie osamotnienia często mi dokuczało. Ktoś mógłby powiedzieć „przecież masz męża”, tak mam. I nawet jemu płakałam w ramionach, że „czuję się taka samotna”, bo mam wrażenie, że nikt nie rozumie, nie potrafi się wczuć, nie daje mi tego czego potrzebuję, a przede wszystkim nie jest dostępny wtedy, kiedy go najbardziej potrzebuję. Zapewniam Cię, że bardzo trudnym psychicznie momentem jest, kiedy wracasz do pustego domu. Nie ma w nim nikogo, bo albo wszyscy są w pracy/szkole, albo dlatego, że mieszkasz sam. Czeka na ciebie tylko bałagan. Więc pierwszym krokiem, gdy zauważysz, że może być coś nie tak, jest wyrwać tą osobę z poczucia, że jest samotna. Umówić się z nią, zadzwonić, napisać.
Jak zagadać?
Nie można wyskoczyć do osoby w kryzysie jak Filip z konopi z pytaniem „A dlaczego nie przychodzisz ostatnio na spotkania?” „Co się z tobą dzieje, że popełniasz błędy?”. Taka forma może być odebrana przez osobę w kryzysie jako forma ataku i ograniczania jej wolności do życia po swojemu i samodzielnego działania i podejmowania decyzji. Zmusza do poszukiwania wytłumaczeń, uzasadnień, alibi i innych form obrony. Wysłanie przez komunikator samego pytania „co się stało?” albo cytowanie od razu w pierwszej wiadomości słów z posta z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego pisze takie rzeczy, też wzmaga to opór pod tytułem „o nagle się zainteresował! Co jemu się stało, że nagle sobie przypomniał” i może być formą wymuszania wyznań, na które „na dzień dobry” osoba może nie mieć ochoty. Wtedy może zareagować rozdrażnieniem, odpisać ucinając rozmowę, że „nic się nie stało” „wszystko dobrze, nie martw się” „nie chcę o tym gadać” lub w ogóle olać takie próby kontaktu. Ja sama nie raz dostawałam wiadomości tego typu i mimo, że jestem osobą bardzo wyrozumiałą, potrafię się wczuć w sytuację drugiej osoby, zdaję sobie sprawę, że ktoś tak pisze w dobrej wierze i w ogóle powinnam być wdzięczna, że okazał zainteresowanie, to i tak nie umiem wyhamować mojego poczucia niezrozumienia i rozdrażnienia, że tak się do osoby w trudnej sytuacji nie powinno zwracać. Lepiej więc to zastąpić pytaniem „co u Ciebie?” jeśli dalej odpowiednio pociągniecie temat tego, że u niego raczej słabo.
Jak więc okazać swoje zainteresowanie? Wyjdź od tego co zauważyłeś i od własnych emocji.
Możesz powiedzieć:
- „niepokoi mnie to, że nie odpisujesz na wiadomość. Zastanawiam się nad tym czy coś się stało, że nie mogłaś odpisać.”
- „zaniepokoiłem się, kiedy nie przyszłaś na spotkanie. Pomyślałem, że coś musiało się stać”
- „Ostatnio nie widuję Cię na zajęciach i przyznam szczerze, że trochę mnie to zmartwiło. Czy coś się stało?”
- „zrobiło mi się smutno, gdy przeczytałam Twój post na Facebooku. Odniosłam wrażenie, że coś trudnego się u Ciebie wydarzyło”
- „Martwię się, bo wydaje mi się, że jesteś ostatnio przemęczony. Mam rację?”
- „czuję się trochę bezradna, bo zauważyłam, że jesteś rozdrażniony i nie wiem do końca czym to jest spowodowane, a chciałabym jakoś pomóc, jeśli mogę”
Dajesz w ten sposób znak, że to co smuci tą osobę, smuci również Ciebie, a nie że smuci Cię to, że ktoś jest przygnębiony. W ten sposób unikniesz indukowania osobie poczucia winy „jestem tak beznadziejny, że nawet innym psuję humor” a dajesz poczucie, że problem, z którym się zmaga, musi być istotny i ma prawo do tego, by czuć się źle. Przez to ta osoba poczuje się ważna i trochę bardziej zrozumiana już na wstępie rozmowy. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to trochę dziwne i sztuczne dla zwykłego człowieka nie zajmującego się profesjonalnym pomaganiem, ale wydaje mi się, że najbardziej skuteczne. Bo gdy my otworzymy się z własnymi emocjami, druga osoba, która de facto jest targana emocjami jeszcze bardziej, dostanie sygnał, że czuć trudne emocje jest ok. i przestrzeń na to, by te emocje wyrazić. Spodziewam się, że dla osoby, która sama nie ma kontaktu z własnymi emocjami, przyznanie się, że czuje się smutna, bo ktoś wyraźnie cierpi, jest trudnym wyzwaniem, ale miejmy na uwadze to, że w tym momencie liczy się to, by pomóc komuś na kim nam zależy.
Potem zachęć do podjęcia rozmowy. Wystarczy zapytać: „chciałbyś o tym porozmawiać?” albo wyrazić to prośbą: „proszę, pogadajmy o tym co się dzieje”.
Co zrobić, jak ktoś odrzuca nasze zainteresowanie i naszą pomoc?
Trzeba być cierpliwym i konsekwentnie próbować. Zaufanie zdobywa się gestem, nie samym słowem. Nie wystarczy powiedzieć: „możesz na mnie liczyć”. Trzeba to pokazać. Pokazać, że jesteś obok gdyby chciał porozmawiać. Powiedzenie „jak zechcesz się wygadać to zadzwoń/napisz” też nie jest wystarczające. Nie raz sama się na tym łapałam, że pisałam komuś, że w razie, gdyby potrzebował, żeby do mnie pisał i… tyle. Potem nasze drogi się rozchodziły i po jakimś czasie relację trzeba budować niejako od nowa. Należy regularnie nawiązywać kontakt, podtrzymywać go i w ten sposób budować zaufanie i dawać przestrzeń na zwierzenia. Okazać zainteresowanie dla samego funkcjonowania danej osoby, o którą się martwimy, bez naciskania na wyjawianie sekretów. Napisać nawet zwyczajnie pytając o to co u niej słychać. Ja lubię pytać o to jak komuś minął dzień. To moim zdaniem bardzo fajna forma pytania o konkret. Zapytanie kogoś: „jak Ci minął dzień/weekend?” sugeruje większe zainteresowanie niż „co u Ciebie?” które przez niektórych jest używane jak angielskie „how are you?”, na które grzecznościowo odpowiada się „fine, thanks” a u nas „po staremu” lub „jakoś leci”.
Trzeba zabiegać o kontakt i trzeba pokazywać, że naprawdę jest się obok, bo jest duże ryzyko, że osoba w kryzysie sama nie zwróci na siebie uwagi i nie poprosi o pomoc, bo ma poczucie, że jest ciężarem dla innych, że sama powinna sobie radzić, że jej problemy są zbyt głupie i wstyd się przyznać, może mieć też duże poczucie winy, że znalazła się w takiej sytuacji i poproszenie o pomoc spowoduje jeszcze większe poczucie winy, że dodatkowo się kogoś wikła w swoje sprawy. Dlatego to osoby z zewnątrz powinny okazać, że się interesują tym co się dzieje z daną osobą i że jej problem nie jest powodem do wstydu i razem coś zaradzimy. Gdy byłam na wykładach otwartych w ramach Światowego Dnia Zapobiegania Samobójstwom, mgr Małgorzata Łuba prelegentka na co dzień zajmująca się wspieraniem osób w kryzysie powiedziała taką metaforę: „należy pukać do drzwi, czekając aż ktoś otworzy a nie walić w drzwi”. Więc musimy oferować swoją pomoc z wyczuciem, delikatnie zaznaczając swoją obecność, ale do niczego nie zmuszać. Weź pod uwagę to, jak sam byś się czuł, gdyby ktoś na Tobie coś wymuszał, zwłaszcza wyjawienie traumatycznych zdarzeń. Osoba w kryzysie boi się, że pytasz tylko z ciekawości szukając sensacji, albo chcesz zaraz się wymądrzać udzielając rad i szybkiego pocieszania („nie mów tak, na pewno wszystko się ułoży”), które są najczęstszymi błędami, a wynikają z tego, że chcesz pomóc za szybko i sam nie radzisz sobie z własnymi emocjami – cierpienie innej osoby wzmaga w Tobie duże napięcie i chcesz je jak najszybciej zredukować, by poczuć się lepiej. O błędach w pomaganiu napisałam tu: Jak NIE POMAGAĆ osobie z depresją
Dostrojenie się
Kiedy już uda Ci się zdobyć zaufanie osoby, kiedy zacznie stopniowo wyjawiać o co chodzi, dlaczego jest w kryzysie i jak się z tym czuje, stwórz odpowiednie warunki do kontynuowania zwierzeń, np. usiądź bliżej, złap za rękę, spójrz na tą osobę komunikując „jestem i słucham”. Przede wszystkim pozwól mówić. Czasami wystarczy razem chwilę pomilczeć i osoba zdecyduje się wykorzystać tę chwilę.
Ważne jest dostrojenie się do osoby, która mówi. Nie chodzi o to, by płakać razem z nią, lecz umieć postawić się w jej sytuacji i nie próbować negować jej emocji. Zaakceptuj to, że dana osoba akurat tak się czuje. Możesz spróbować nazwać jej emocje, np. „widzę, że się boisz”, „domyślam się, że jest ci smutno”, „to musi być dla ciebie bolesne”.
Uwielbiam bajkę „W głowie się nie mieści”, która opowiada o emocjach. Jest to bajka, którą moim zdaniem powinien obejrzeć każdy. Ja ciągle się na niej wzruszam i śmieję do łez. I co ważne, jest tam uchwycony jeden bardzo ważny moment (na który zwróciła naszą uwagę właśnie prelegentka na wspomnianym wykładzie), dlatego ja też przedstawię go Tobie (kliknijcie w link):
Empatia według bajki w głowie się nie mieści.
2. Rozeznać się w sytuacji osoby w kryzysie
Kiedy osoba w kryzysie odważy się coś Ci na temat swojego problemu powiedzieć istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie teraz odpowie na Twoje pytania, więc nie bój się dopytywać. Często osoba w kryzysie wręcz oczekuje pytań (oczywiście tych z wyczuciem), które są dla niej wyznacznikiem, że jesteś zainteresowany tym jak się czuje, jak sobie radzi i tym co ją gnębi.
Jak widziałeś w filmie, rozmawianie o tym co akurat czuje dana osoba i powodach smutku, rozpaczy, złości, daje osobie w kryzysie ulgę i poczucie, że ma prawo się tak czuć, że to jest w porządku a jej problemy nie są powodem by trzymać wszystko w tajemnicy. Otwarta rozmowa zmniejsza niepokój i lęk. Nawet otwarte rozmawianie o myślach samobójczych. To mit, że nie powinno się poruszać tego tematu, bo utwierdzi się osobę w kryzysie do popełnienia samobójstwa. Jest wręcz przeciwnie, nieokazanie zainteresowania, założenie, że nic sobie nie zrobi, brak wsparcia i rozmowy wzmaga osamotnienie i popycha do pozbawienia się życia. Są to na pewno trudne tematy, nie każdy byłby w stanie je podjąć. Jednak naprawdę warto.
Dać wsparcie – rozproszyć bezradność
Osoba, która jest w kryzysie często nie jest w stanie dostrzec rozwiązań swojej sytuacji, bo skupia się na swoim stanie emocjonalnym, ma poczucie, że to co złe, będzie trwało już wiecznie, a ona sama jest niezdolna do jakiegokolwiek działania. Czuje się bezradna, zagubiona, przeciążona wszystkim co dzieje się wokoło, a przede wszystkim tym co czuje i tym, jakie myśli projektuje jej głowa.
Aby pomóc przełamać spiralę bezradności i trudnych emocji, warto skupić uwagę osoby na jej zasobach. Jak to zrobić? Zapytaj, czy już kiedyś miała podobny problem i jak sobie z nim poradziła. Jak zazwyczaj daje sobie radę w życiu codziennym? Co jej pomaga poczuć się trochę lepiej? Czy jest coś co mogłaby zrobić razem z Tobą by poczuć się lepiej? Czy przychodzi jej jakieś konkretne działanie do głowy, które mogłoby rozwiązać problem? Zapewne nie będzie w stanie znaleźć tego rozwiązania, bo ma poczucie, że wszystko jest do kitu i na pewno to nic nie da, ale może akurat przyjdzie jej coś do głowy nawet z etykietą „ale to głupie, żałosne, bez sensu…” itd. wtedy my wyłapujemy z tego co realnie można zrobić by tej osobie pomóc.
Czy można udzielać rad osobie w kryzysie?
Można, ale umiejętnie. Co to znaczy? Najpierw poszukaj zgody na udzielenie rady. Daj ostrzeżenie, zanim wyrazisz swoje zdanie. Możesz zapytać „chcesz wiedzieć co o tym myślę?” „wiesz co ja bym zrobił na Twoim miejscu?” „zastanawiam się nad tym, czy można temu jakoś zaradzić”. Najważniejsze by w tym miejscu zostawić przestrzeń na reakcję osoby wspieranej. Chwila myślenia, spojrzenie, westchnienie, a może zaciekawienie i dopytywanie o tą radę. Dopiero po uzyskaniu zainteresowania lub przyzwolenia udziel rady w delikatny sposób, np. „myślę, że mogłoby pomóc wypisanie tego co Cię trapi na kartce”, „ja starałbym się skupić na najmniejszej rzeczy jaką mogę wykonać, choćby było to ubranie się, czy umycie zębów i tak stopniowo małe kolejne kroczki”. Potem dowiedz się co osoba w kryzysie o tym myśli. Możesz zapytać wprost „co o tym myślisz?” a potem przegadajcie to razem.
Czego nie robić?
Pamiętajmy, że mamy być raczej osobistym asystentem niż dyrektorem stojącym nad głową osoby w kryzysie. My prowokujemy do wypowiedzenia potrzeb – to osoba w kryzysie najlepiej wie czego potrzebuje nawet gdy twierdzi, że nie wie. Absolutnie nie bawimy się we wszystkowiedzących i pomagających na siłę według własnego uznania. Pomagamy komuś nie po to by nabijać własne ego lecz po to by poprawić jego sytuację.
To czego musimy się wystrzegać to pouczania, obwiniania i krytykowania. Nawet jeśli byłaby to konstruktywna krytyka, to uważam, że nie jest to dobry moment na to, gdyż osoba może ją odebrać jako zarzut, dotkliwą uwagę, gdyż w tym momencie targają nią przeróżne silne emocje. Nie mówimy nic w stylu „to było do przewidzenia” „wiedziałam że nic dobrego z tego nie wyniknie” „mogłaś się na to nie zgodzić „trzeba było…” „nie płacz nad rozlanym mlekiem” „nic takiego się nie stało” „czemu się martwisz z takiego powodu” „to nie jest warte twoich łez” itd. To wzmaga jedynie poczucie winy, wstydu i niezrozumienia. Nie na tym nam zależy.
3. Działać – co to znaczy?
Kiedy zdobyliśmy zaufanie osoby w kryzysie i dowiedzieliśmy się dość ogólnie jak wygląda problem, na czym polega, być może domyślamy się albo osoba sama powiedziała nam czego potrzebuje w tym momencie przechodzimy do działania nastawionego na problem. Ale to nie oznacza, że mamy robić coś wbrew woli osoby wspieranej a wręcz przeciwnie. To wspólnie z nią ustalacie plan kolejnych działań, np. jeśli okazało się, że osoba od długiego czasu nie jadła, bo straciła apetyt, nie jest w stanie wyjść na zakupy i nic przygotować sobie do jedzenia, możesz zapytać, czy jest coś co najchętniej by zjadła i zaproponować wspólne wyjście na zakupy do małego osiedlowego sklepu albo zaoferować się, że te zakupy zrobisz, a może potem pomoże Ci coś przygotować z tego. Powolutku angażujemy osobę w małe zadania, którym będzie w stanie sprostać, ale nic na siłę. Za każdym razem podkreślajmy, że nie zadzieje się nic wbrew jej woli i jeśli coś jej się nie spodoba, niech o tym powie. Ale niech nie będzie tak, że ciągle tą osobę wyręczamy, sprzątając i gotując, załatwiając za nią wszystkie sprawy. Naszą rolą jest pomoc w zaplanowaniu najbliższych kroków, towarzyszenie osobie w wykonywaniu ich i monitorowanie jak sobie w tym radzi, być obok gdyby czegoś potrzebowała.
W zakres działania bardzo często wchodzą takie formalne sprawy jak opłacenie rachunków, znalezienie psychiatry i psychologa by zapewnić osobie profesjonalną pomoc.
Co zrobić, gdy sytuacja jest niebezpieczna – ktoś planuje popełnić samobójstwo?
Nie podważaj i nie krytykuj jej zamiarów, mówiąc „i tak sobie nic nie zrobisz” „to tylko szantaż, nie dam się nabrać” „tak ci źle, to proszę bardzo” „jak ktoś chce się zabić to nikomu o tym nie mówi”.
W takiej sytuacji nie ma czasu na dyskutowanie. Poinformuj, że jesteś zmuszony prawnie, by wezwać karetkę i ją wezwij wyjaśniając dystrybutorowi całe zajście. Czekając na karetkę bądź w kontakcie z osobą w kryzysie, rozmawiaj z nią, staraj się zachować zimną krew i nie prowokuj do impulsywnych zachowań.
Nie wierz w zapewnienia, że już jest lepiej, żeby nie wzywać karetki albo ją odwołać, że ona jednak sobie nic nie zrobi, że już się uspokoiła. Może być tak, że faktycznie ochłonęła i w tym momencie nic sobie nie zrobi, ale to nie zmienia faktu, że miała tendencje samobójcze, co wymaga bezwzględnej konsultacji psychiatrycznej i to lekarz decyduje o tym jakie istnieje ryzyko podjęcia próby samobójczej i takiej osobie można pomóc. Najczęściej odbywa się to tak, że karetka zabiera osobę w kryzysie samobójczym do szpitala (ogólnego, który ma oddział psychiatryczny lub psychiatrycznego) i tam odbywa się konsultacja psychiatryczna i decyzja o hospitalizacji lub powrocie do domu.
Pamiętajmy, że mamy obowiązek reagować w sytuacji, gdy osoba wypowiada groźby samobójcze, sięga przy nas po niebezpieczne przedmioty lub leki, które chce impulsywnie połknąć albo podejmuje inne niebezpieczne zachowania, np. otwiera okno, ucieka wzburzona emocjonalnie. To na nas spada odpowiedzialność za życie tej osoby, bo jesteśmy świadkami całego zajścia.
Najważniejszą umiejętnością w pomaganiu innym jest przede wszystkim uważne obserwowanie i reagowanie na to co się dzieje w danym momencie. Potrzeba ogromnego wyczucia i delikatności, a zarazem odwagi, by otwarcie rozmawiać o tym co trudne. Szczerość rodzi szczerość i tylko obdarzając innych zainteresowaniem mamy szansę wzbudzić tyle zaufania, by osoba w kryzysie była w stanie opowiedzieć o swoich trudnościach i przyjąć naszą pomoc.
Chcę na koniec zaznaczyć, że każdy przypadek sytuacji jest inny, każda osoba w kryzysie reaguje trochę odmiennie, jednak są to dość ogólne zasady, jakimi należy się kierować pomagając naszym najbliższym czy znajomym, którzy mają trudności życiowe.
Co jeszcze dodalibyście do tego tekstu? Wspieraliście kogoś w trudnej sytuacji? Co pomogło? A może sami byliście w kryzysie i ktoś zaoferował Wam swoją mniej lub bardziej umiejętną pomoc?
P.S. O tym jak pomagać osobie doświadczającej żałoby dowiesz się z poniższego tekstu: Jak pomóc innym w doświadczaniu żałoby czy innego kryzysu psychicznego?