Jakie znaczenie ma wychowanie? Postawy rodzicielskie wobec dzieci a ich późniejsze życie. Część 1. PRZEMOC

fist-4117726_1920

Myślę, że jest niewiele rodzin, które nie skrywają jakichś tajemnic i takich, które są tak naprawdę ciepłe i kochające się. Zawsze można byłoby coś swoim rodzicom zarzucić, ale i w drugą stronę, zawsze można rodzicom za coś podziękować – chociażby za to, że w ogóle żyjemy na tym świecie.

Kiedy jesteśmy mali, nie znamy innego życia niż to, jakie prezentowane jest w naszej rodzinie. Jesteśmy wychowywani, czyli przystosowywani do reguł panujących w danym środowisku rodzinnym. Każda rodzina ma swój własny system reguł, który często przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. To co mówią czy robią rodzice uznawane jest za jedyną opcję dla małych dzieci, które dopiero uczą się jak funkcjonować w świecie. Dzieci wykonują polecenia rodziców, są poddawane systemowi kar i nagród, naśladują to, co widzą.

Moi rodzice przejawiali postawy niezbyt pożądane w wychowaniu mnie i mojego brata. Myślę, że teraz już zdają sobie sprawę z tego, jakie błędy popełnili i jakie one miały znaczenie w naszym późniejszym życiu. Wybaczyłam im. Swoją historię opisuję, nie po to by napiętnować moich rodziców czy innych, którzy postępują zgodnie z opisanymi przeze mnie postawami, lecz po to by ustrzec opiekunów przed popełnieniem błędów, choć jednocześnie wiem, że do tych osób, które faktycznie powinny zmienić swoje podejście do dzieci to pewnie nie dotrze. Możecie jednak Wy, spróbować przekazać chociaż ziarenko tej wiedzy tym, którzy postępują niewłaściwie, bo oni często postępują tak z niewiedzy i nieświadomego powielania wzorca rodzinnego.

W psychologii wyróżniamy cztery główne postawy rodzicielskie, które są niepożądane w wychowaniu. Są to:

Postawa odtrącająca:

Rodzic nie okazuje dziecku uczuć pozytywnych, nie docenia, stosuje rozkazy wymagając bezwzględnego podporządkowania się, podkreśla to co złe i krytykuje, zastrasza i ucieka się do dotkliwych kar. Pamiętam to bardzo dobrze z własnego dzieciństwa, kiedy po moim tacie od razu było widać, kiedy zrobiłam coś nie tak. Nie szczędził przekleństw i wyzwisk. Często stosował groźby, że mi przyłoży i nie raz stosował wobec nas przemoc fizyczną. Byłam bardzo dotkliwie karana za przewinienia, a czasami nawet za to, że za głośno się bawię. Mój brat obrywał za to, że nie potrafił płynnie czytać, albo policzyć czegoś w zeszycie ćwiczeń, a motywacją miał być dla niego kij leżący tuż przy nim na stole. Widząc to płakałam, bo było mi go bardzo szkoda, po czym dostawałam za to, że płaczę bez powodu i „zaraz będziesz miała za co ryczeć”.

Gdy dzieci są poddawane przemocy fizycznej i psychicznej, stopniowo wykształcają sobie własne specyficzne sposoby radzenia sobie w tej sytuacji. Można zauważyć dwie tendencje:

  1. Dziecko staje się jeszcze bardziej nieposłuszne, buntownicze, kłótliwe. Nie umie spożytkować właściwie swojej wzbudzonej energii. Nie potrafi zrozumieć własnych emocji i nie zważa na uczucia innych. Kopiuje zachowania agresywnych rodziców i samo staje się agresywne w obliczu zagrożenia. Problemy będą narastać, gdy trafi w niewłaściwe środowisko rówieśnicze – może wtedy przejawiać zachowania antyspołeczne, czyli naznaczone dużą demoralizacją.
  2. Dziecko poddane jest zjawisku wyuczonej bezradności, czyli ma postawę: „niezależnie od tego co zrobię i tak będzie źle, zostanę ukarany, więc po co się starać”. Dziecko staje się wycofane, przepełnione lękiem i podatne na depresję i reakcje nerwicowe (zaburzenia lękowe, np. fobie i panika, o których możesz przeczytać tu: PANIKA i FOBIA – najczęstsze zaburzenia lękowe w praktyce. ).

Często to cechy temperamentalne (czyli to co biologiczne, częściowo odziedziczone po rodzicach) decydują o tym, jaką ścieżką potoczy się życie dziecka, które doświadcza przemocy. Ale nie bez znaczenia są również uwarunkowania społeczne. Chłopcy mają trochę większe przyzwolenie na okazywanie złości, niezadowolenia i przejawianie dominacji niż dziewczynki. One natomiast „powinny” w chwilach słabości płakać, co chłopcom według społeczeństwa nie przystoi.

Ja i mój brat wykształciliśmy sobie te dwa różne mechanizmy. Ja stałam się podatna na nerwice i depresję, a mój brat uciekał się do agresji fizycznej i werbalnej. Nie raz dodatkowo obrywałam od niego, gdy tylko zrobiłam coś nie po jego myśli, ale znacznie częściej dokuczał mi przemocą psychiczną, ciągle ze mną rywalizując i wytykając nawet to, co prawdą nie było, np. ciągle słyszałam z jego ust „grubasie”, „brzydalu” „ale masz krzywy ryj”. Wyśmiewał się z moich kompleksów. Mój brat nauczył się walczyć o swoje. Nie jest zdemoralizowany, bo nie trafił z deszczu pod rynnę. Myślę, że wychowawcy, koledzy i dziewczyny, których spotykał pomogły mu wyprostować swoją drogę. Ja w tym wszystkim wykształciłam sobie mechanizm wycofywania się, bo jestem dość wrażliwą osobą. Nie miałam wsparcia w rodzinie ani w szkole, choć zdarzało mi się reagować dużą złością na prowokację ze strony kolegów i koleżanek, którzy tym bardziej mi dokuczali. Nie radziłam sobie emocjonalnie z tak dużym obciążeniem psychicznym, więc wpadałam w stany depresyjne i samookaleczałam się, choć nikt szczególnie tego nie zauważył. Każdy nawet przypadkowy kontakt fizyczny z drugą osobą, wzmagał we mnie złość, a każda silniejsza ode mnie osoba lęk, że zrobi mi krzywdę. Byłam bardzo nieufna wobec innych, izolowałam się i niewiele osób chciało wchodzić ze mną w interakcję. Nie potrafiłam w ogóle nawiązywać i utrzymywać relacji. Bałam się odezwać. Wypierałam w sobie potrzebę bliskości, choć bardzo pragnęłam być lubiana i mieć prawdziwych przyjaciół. Mój ówczesny chłopak, musiał się bardzo mocno starać, abym mu zaufała i z pokorą znosił wiele upokorzeń, bo bardzo go od siebie odpychałam. Uporałam się już z nieufnością wobec innych i naprawiłam swoją samoocenę, ale gdzieś w środku tkwi we mnie jeszcze ta mała dziewczynka, która drży ze strachu przed zaznaniem krzywdy. Myślałam, że już wiele w głowie sobie od tego czasu ułożyłam, przebaczyłam, przepracowałam. Jednak przyszedł taki moment, kiedy coś w moim sercu pękło. Od grudnia chodzę na fizjoterapię do kobiety – fizjoterapeutki uroginekologicznej. Z wizyty na wizytę okazywało się, że mam coraz więcej do przepracowania w ciele, przez co zaproponowała mi, że odda mnie w ręce dodatkowego fizjoterapeuty. Przystałam na tą propozycję. Mężczyzna, dość umięśniony, silny, wzbudził we mnie pewien niepokój. Był zainteresowany tym jak funkcjonuję więc wypytał o wydarzenia stresowe. Ogólnie nie mam już dużego problemu, aby mówić o tym, że doświadczałam kryzysów psychicznych, jednak wtedy wszystkie moje doświadczenia stanęły mi przed oczami, a ja sama poczułam się znowu jak małe bezradne dziecko i nie byłam w stanie zachować spokoju. To spotkanie bardzo mnie stresowało, ale było dla mnie bardzo ważne, bo uświadomiło mi, że cierpienie jakiego doświadczamy znajduje się głębiej niż myślimy, w strefie podświadomej i dopiero gdy ujrzy ono światło dzienne można nad nim pracować. Przez następny tydzień intensywnie przepracowywałam swój lęk przed męską siłą i dominacją, nie zaś przed ojcem czy fizjoterapeutą samym w sobie.

Relacja z ojcem jest dla córki szczególnie ważna, gdyż jest pierwowzorem jej wszystkich późniejszych relacji z mężczyznami. Gdy ojciec budzi w córce strach, podświadomie będzie się bać innych mężczyzn. Będzie skrępowana, nieufna i zlękniona, przez co może się bronić niedostępnością lub arogancją. Kontakt fizyczny z mężczyznami może nie być dla niej zbyt przyjemny i może przywoływać złe wspomnienia, bo ciało dużo pamięta.

Wracając do mojej historii, niewiele było momentów, kiedy byłam za coś doceniona, a raczej musiałam docenienia szukać między wierszami albo szturchańcami od taty z pytaniem „a co ty tu robisz?”, kiedy w kuchni robiłam dla niego faworki, by mu się przypodobać. Tato nie okazywał bezpośrednio tego, że jest ze mnie dumny. Musiałam się tego domyślać ze słabych przesłanek, jak ta, że kiedy wyjeżdżałam reprezentować moje gimnazjum do innego województwa, a tata musiał mnie odwieźć do mojej nauczycielki, powiedział o mojej nagrodzie naszemu sąsiadowi. Nie twierdzę, że nie mam pozytywnych wspomnień z moim ojcem. Gdy sobie o nich pomyślę, to przychodzi mi do głowy sporo fajnych wydarzeń, jak np. to, że gdy miałam może z 5-6 lat grałam z moim tatą, wujkami i kuzynami na trawie w piłkę i kiedy wbiegłam tacie pod nogi, wywaliłam z rykiem to właśnie tata mnie wziął na ręce, zaśmiał się, strzepał sukienkę i powiedział „gramy dalej”. Lubiłam też z tatą i bratem jeździć do piekarni, gdzie kiedyś pracował i robić razem z nimi bułki i drożdżówki (oczywiście jak to dzieci podjadaliśmy – ja ser a mój brat mak 😉 ). Lubiłam też pomagać tacie naprawiać samochód i byłam z siebie bardzo dumna, kiedy poprosił mnie o wciśnięcie hamulca czy zaświecenie świateł. Fantastyczne były również kuligi, które nam organizował przy okazji odśnieżania podwórka.

Niestety przez większość mojego dzieciństwa musiałam się domyślać tego, czego mój ojciec ode mnie wymaga, bo nie mówił tego wprost. Dopiero gdy jego niewypowiedziane życzenie nie zostało zrealizowane przez kogoś z domowników, obrywało się każdemu po kolei. Pamiętam taką sytuację, gdy tato pracował na podwórku i życzył sobie, aby moja mama mu w czymś pomogła, ale oczywiście nie mogła się tego domyślić i tego nie zrobiła. Tata wpadł w furię i zbeształ każdego, kto stanął mu na drodze i ciężko było się nawet domyślić kto i co mu złego zrobił. Wbiegł do domu, po czym usłyszałam sporo przekleństw w swoją stronę razem ze stwierdzeniem „po ch* ci płacę za ten pokój w mieście ty darmozjadzie pier*lony”. Chodziło o stancję, gdy byłam w liceum. Ten raz był punktem kulminacyjnym, bo pomyślałam sobie, że to nie ja jestem winna tym wszystkim problemom i ta złość jest tylko rykoszetem i ja sobie nie mam nic do zarzucenia. Nawet nie było mnie wtedy na podwórku, bo robiłam kotlety na obiad dla całej rodziny. Byłam skonsternowana i nie mogłam zrozumieć jak można w ten sposób funkcjonować, by swoje frustracje wylewać na innych niewinnych ludzi. To pomogło mi się trochę zdystansować, bo zauważyłam kontrast – robię coś obiektywnie dobrego, a i tak jestem uważana za niewdzięcznego darmozjada. Jestem w stanie przytoczyć wiele dosłownych tekstów mojego taty, choć on już raczej nie pamięta tych złych momentów. Również moja mama czasami wyrażała się o mnie z dezaprobatą, szczególnie jeśli chodziło o sprawy związane z seksualnością i pracowitością (a raczej lenistwem, bałaganiarstwem, niewdzięcznością). Było to dla mnie bardzo bolesne.

Dziecko pamięta słowa rodziców bardzo długo, bo kształtują one jego poczucie wartości, samoocenę, zdolność adaptacji do wyzwań życiowych. Głos moich rodziców został mi w głowie na długo i stał się moim wewnętrznym głosem. Nie potrafiłam samodzielnie myśleć i podejmować decyzji, bo miałam między uszami wewnętrznego krytyka, który mnie obezwładniał. Uwierzyłam w to, że jestem beznadziejna, niczego nie osiągnę, nie zasługuję na dobre traktowanie i jestem zbyt słaba, by żyć.

Wiem o tym, że mój tata nie krzywdził nas całkowicie świadomie, gdyż nie potrafił w inny sposób nas wychowywać, bo sam miał przekazany taki wzór od pokoleń. Widziałam podobne schematy w wielu domach moich znajomych. Niestety przemoc domowa jest dość powszechnym zjawiskiem. Na tyle rozpowszechnionym, że psychologia zebrała wiele różnych przykładów zachowań wielu różnych rodziców i opisała w literaturze właśnie jako odtrącająca postawa rodzicielska. Nie ważne czy jest to wieś czy wielkie miasto, czy rodzice są biedni czy zamożni, wykształceni czy ledwo po szkole podstawowej. Przemoc jest przemocą i każda jej forma krzywdzi bardzo dotkliwie na długie lata. Nie chcę, aby moi rodzice byli stygmatyzowani przez to, że posłużyłam się ich przypadkiem, ale wiem, że konkret trafia do świadomości ludzkiej najlepiej. Gdyby nie to, że zauważyłam zmianę w postępowaniu moich rodziców i mój coraz większy dystans do swojej przeszłości i cenną naukę jaką z niej wyniosłam, nie zdecydowałabym się na publikację tak odważnej historii.

Byłam poddana terapii, gdy znów wpadłam w depresję będąc już 20-letnią dziewczyną. Słowa jakie powiedziała mi wtedy pani psycholog stały się moim mottem na dalsze życie: „Tego jak postępowali twoi rodzice zmienić się już nie da, ale możesz zmienić to jak odtąd będzie wyglądać Twoje życie i jak ty będziesz wychowywać własne dzieci”. Tylko my możemy przerwać łańcuch tego zła przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Niech ten morał zostanie również z Wami 😉

Jako że z postawą odtrącającą często wiąże się występowanie depresji i lęków u dzieci a nawet potem w dorosłym życiu, zachęcam Cię do przeczytania innych moich wpisów na temat depresji, obniżonego nastroju, napięć i lęków:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *