Czy pisałam już kiedyś, że nie cierpię listopada? I połowy grudnia? I czasem stycznia? i raz na rok lutego? Ach, to przecież tylko takie „moje marudzenie”, nic wielkiego… Zupełnie się nie przejmuj, miej wywalone, bo ja to odgrywam specjalnie. Przecież coś sobie ubzdurałam, bo każdy ma problemy i niech mi się czasem nie wydaje, że jestem jakaś wyjątkowa, biedna i jedyna poszkodowana. Albo liczę na fejm, bo teraz każdy ma depresję i to takie chwytliwe jest. nieźle to sobie wykombinowałam, bo jak to ładnie opiszę, to będę miała czytelników, obserwatorów, zarobię kupę hajsu i będę się za plecami ze wszystkich śmiać. Ja tylko chcę zwrócić na siebie uwagę. Zrobić wokół siebie szum. A może oczekuję łaski i litości, grając taką zupełnie bezradną osobę, nie chce mi się i chcę, żeby ktoś to za mnie zrobił. Piszę jakieś smuty, zamiast wziąć się za naukę na jutrzejsze kolokwium – cwana myślę, że będę miała świetne alibi na to, że mi tak słabo poszło, bo przecież tak naprawdę to ja jestem taka idealna pod każdym względem. Manipuluję najbliższymi, żeby potulnie wykonywali to, o co poproszę, bo zagrożę, że się zabiję. A kiedy ktoś inny mnie o coś poprosi, udaję że nie słyszę, bo gapię się durnowato za okno z tępym wyrazem twarzy albo leżę cały dzień w łóżku jak ostatni leń. I jestem wspaniałą aktorką, bo umiem rozpłakać się na zawołanie. Czasem zrobię awanturę, po czym obrażę się spektakularnie, żeby zrzucić całą winę na Ciebie i cały świat. A kiedy dostanę zaproszenie do znajomych, to odmawiam pod byle pretekstem, bo tak naprawdę jestem wyniosłą osobą i z plebsem się nie zadaję. W ogóle uważam, że świat jest dla mnie za mało atrakcyjny i nie jest w stanie spełnić moich oczekiwań. Brawo Sherlocku! Jeśli masz jeszcze jakieś pomysły jak wyjaśnić moje zachowania i innych osób z obniżonym nastrojem, depresją to pisz w komentarzu, chętnie poczytam czego jeszcze nie uwzględniłam w swoim przebiegłym planie na życie.
Może nie powiesz mi tego wprost, ani nie dowiem się z obcych ust, że tak o mnie myślisz. Pewnie jesteś obcą mi osobą lub znamy się tylko powierzchownie i na ulicy powiesz mi „dzień dobry!” lub „cześć!”. Ale musisz zdawać sobie sprawę, że możesz swoje poglądy przekazywać także sposobem w jaki na mnie patrzysz, gestami lub półsłówkami. A mi wiele nie trzeba, żeby zinterpretować to jako Twoją niechęć wobec mnie. Czuję się przez to gorsza i poniżona, bo nie mam prawa czuć się źle. Nie dajesz mi na to przyzwolenia. Nie rozumiesz tego co czuję. Nie wiesz co przeżywam. Czuję się obco i nabieram pewności, że nie pasuję do tego świata, gdzie wymaga się ode mnie czego innego. Ludzie są mi nieprzychylni, a świat zbyt zagrażający, aby w nim funkcjonować. Dlatego na Twoje własne życzenie zejdę Ci z oczu. Tak dam Ci powód do tego, żebyś myślał o mnie, że jestem leniem, manipulantką czy mazgajem. Boli mnie to, ale nie umiem się obronić, wytłumaczyć, pokazać, że się mylisz, a ja naprawdę cierpię i potrzebuję pomocy. Z resztą pewnie mój punkt widzenia i uczucia wcale Cię nie obchodzą. I dobrze, w moim własnym świecie będzie mi lepiej.
Jeśli masz troszkę więcej zrozumienia i empatii, albo jesteś trochę bliżej ze mną związany i nawet od czasu do czasu Cię obejdzie to co u mnie słychać, to zauważysz, że chyba coś niedobrego się dzieje, zaczniesz szukać przyczyn, będziesz mnie pocieszać i dawać odkrywcze rady. „Weź się w garść” „inni mają gorzej” „musisz jakoś to przetrwać” „do roboty byś poszła, bo to pewnie przez brak zajęcia ci głupoty do głowy przychodzą” „widać brakuje ci zajęcia” „to przez siedzenie w domu” „wychodź do ludzi” „pewnie masz dużo problemów” „co się stało? Bo coś musiało się stać. Czemu nie chcesz powiedzieć?” „każdy czasem się czuje gorzej” „to minie” „tak, ta pogoda jest okropna…”
Ale co mnie obchodzi jakaś tam pogoda, jakieś problemy, jacyś ludzie, robota i inne zajęcia?! Naprawdę myślisz, że takim gadaniem mi pomożesz? Jedyny efekt jaki osiągniesz to zwyczajnie mnie zdenerwujesz i zniechęcisz do kontaktu z Tobą. Czuję się nadal niezrozumiana. Ktoś próbuje mi wmówić, że to co czuję jest nieważne, to błahostka i wcale to nie jest problem, że nie powinnam się tym przejmować. Daje mi do zrozumienia, że jestem za słaba i nie umiem się o siebie zatroszczyć, a wyjście ze stanu przygnębienia jest takie proste, ot tak na pstryk. Spomiędzy wierszy umiem wyczytać, że tak naprawdę nie masz dla mnie czasu i cierpliwości. Choć doskonale wiem, że to może przez brak wiedzy, doświadczenia i z poczucia bezradności. Tłumaczę sobie, że się o mnie troszczysz i martwisz moim stanem, że chcesz pomóc, abym poczuła się lepiej, wyszła z tego stanu i znów stała się uśmiechniętą dziewczyną. Ale chcesz tego za szybko. Chcesz aby efekt pojawił się natychmiast. To dokładnie tak, jakbyś powiedział osobie po ciężkim wypadku leżącej na łóżku „wstań i pójdź”. Tak się nie da. Jestem tak samo obezwładniona jak osoby po trudnych wydarzeniach. Oczywiście nie dosłownie, lecz cierpienie psychiczne też jest cierpieniem – zauważ to.
Jeśli jestem Ci bardzo bliską osobą i czujesz, że musisz się mną zaopiekować, to robisz dla mnie bardzo dużo. Gotujesz, sprzątasz, pierzesz, prasujesz, zmieniasz pościel, odbierasz moje telefony, tłumaczysz innym, że teraz mam trudny czas. Czujesz się bardzo dobrze w moim domu i moim życiu… Nie pozwalasz mi zrobić koło siebie nic, choć nie zdajesz sobie z tego sprawy, bo tak bardzo chcesz mi pomóc i ulżyć w trudnościach. Wiem że nie robisz tego świadomie, ale sprawiasz, że czuję się jeszcze bardziej bezwartościowa, a moje położenie beznadziejne, więc po co się starać, może po prostu powinnam zniknąć i nie robić nikomu kłopotu z tym sprzątaniem i gotowaniem.
Kiedy jesteś naprawdę bardzo zdeterminowany, to wierzysz, że terapia szokowa to jest coś, czego mi potrzeba. Dlatego ciągle główkujesz i wymyślasz przeróżne aktywności:
– Może pójdziemy na spacer/basen/rower/tenis/do kina/teatru/na koncert/do znajomych/do rodziny/a może do…”
– d*py! – kończę za Ciebie, nie mogąc już tego słuchać…
Ale nie zrażasz się, kombinujesz dalej. Podsuwasz pod nos śniadanie, obiad, kolacje, ulubione ciasta, cukierki. A ja nawet nie spoglądam w ich stronę. Doceniam Twoje starania, naprawdę cieszę się, że się angażujesz, jesteś zainteresowany, ale nie potrafię tego w żaden sposób okazać. W końcu myślisz sobie, że mnie przechytrzysz. Kiedy wstaję na chwilę z łóżka udając się za potrzebą do łazienki, Ty szybko ścielisz łóżko i rozsiadasz się na nim z promiennym uśmiechem mówiąc przekornie „cześć słoneczko!” Jestem na Ciebie zła i rozżalona, że nic nie rozumiesz i dla Ciebie wszystko jest takie proste. W mojej głowie pojawia się myśl zgładzenia Ciebie razem z tym nieszczęsnym łóżkiem, ale wzruszam tylko ramionami i unoszę brew, bo nie mogę wyjść z podziwu dla Twojego sposobu rozumowania, że ma mnie to w jakiś magiczny sposób popchnąć do działania. Nie przewidujesz, że mogę się położyć na podłodze, stole czy wycieraczce i będzie mi równie wygodnie i równie wszystko jedno. wpadasz na kolejny genialny plan – zaprosisz koleżanki i zorganizujesz małe przyjęcie. Bo przecież potrzebna jest mi teraz rozrywka, myślisz że jak wypiję kilka drinków lub lampek wina i zapomnę o smutkach, coś mi się pod wpływem % poprzestawia w głowie i wszystko wróci do normy. Tyle że tradycyjna „wódka z pieprzem” nie jest cudownym lekiem na wszystkie bolączki. Zachwycona tym pomysłem nie jestem, no ale OK. niech będzie, nie ucieknę przecież z domu skoro ktoś ma do mnie przyjść. Nie szykuję się jakoś specjalnie, bo nie czuję nastroju. Koleżanki pytają, co mi jest i wracamy do punktu z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia, oczywiście w wydaniu cioci dobra rada. Sączę bezwiednie wino i jest mi nawet w miarę komfortowo, nawet się uśmiecham, rozmawiam. Ty – mój wielki Pomagaczu, myślisz że w końcu Ci się udało wykrzesać ze mnie optymizm i pożegnać smuteczki. Ale następnego dnia zauważasz, że nijak nie jest lepiej lecz jeszcze gorzej, bo na to wszystko nałożył się jeszcze kac – kac z upojenia alkoholowego i kac moralny, bo zostałam zmuszona do picia i robienia czegoś niezgodnie z sobą. Próbujesz jeszcze kilku sztuczek wyrwania mnie z depresji, ale wszystkie kończą się podobnie. Chcę żebyś dał mi wreszcie spokój ze swoimi szalonymi pomysłami, bo one mnie bardziej męczą i wprawiają w poczucie winy wobec Ciebie. Czuję się taka niewdzięczna.
Ty opadasz już z sił, zaczynasz się denerwować, bo ileż można się tak mazgaić. Irytuje Cię mój upór w tkwieniu w tym samym miejscu. Nie wiesz co jeszcze mógłbyś zrobić. Krzyczysz na mnie, potrząsasz mną, próbując mnie sprowokować do zaangażowania się w to co się dzieje. Myślisz, że to będzie w stanie mnie pobudzić do życia. Ja patrzę wtedy na Ciebie, czując jedynie nienawiść co Ciebie i do siebie samej, za wszystkie krzywdy jakich doświadczyłam od tego świata. Zamykam się w sobie jeszcze bardziej, bo straciłam do Ciebie zaufanie. Płaczę jeszcze bardziej, cierpię jeszcze mocniej, bo straciłam bezpieczny grunt.
Pokazujesz po sobie rezygnację, a ja odbieram to jako dowód na to że jestem odmieńcem. Jestem nienormalna. Nie rozumiem tego co się ze mną dzieje, bo już wszystko zawiodło. Co ze mną jest nie tak? Zaczynasz popierać teorię spiskową z początku tekstu. Poddajesz się i odchodzisz, myśląc „a rób sobie co chcesz”, zostawiając mnie z moim własnym przekonaniem, że jednak jest aż tak ze mną źle, że już nikt i nic mi nie pomoże. Nikt nie chce mnie i ja już nie potrzebuję nikogo. Chcę przestać istnieć…
Kochani, uprzedzając Wasze zmartwienia czy studząc sensacje, które być może pojawiły się w Waszych głowach – odpowiadam nie jest ze mną aż tak źle 😉 wpis ten jest punktem widzenia osoby, która zmaga się z depresją i jej otoczenia. Ma na celu uwidocznić Wam, że Wasze działania i podejście mają ogromne znaczenie – mogą pomóc, ale mogą też bardzo zaszkodzić. Pamiętajcie o tym, gdy spotkacie osobę w trudnej sytuacji, nie koniecznie w tak ciężkim stanie jaki opisałam powyżej.
Dla równowagi z tego wpisu dowiesz się jak pomagać osobie w kryzysie psychicznym na przykładzie żałoby: Jak pomóc innym w doświadczaniu żałoby czy innego kryzysu psychicznego?
Jeśli jesteście ciekawi jak może wyglądać doświadczenie depresji z perspektywy osoby chorującej zapraszam tu: Witaj w depresyjnym świecie. Więcej na temat depresji przeczytasz tu.
Pozdrawiam,
Julia!