Choroby XXI wieku cz. 3. NADMIERNA AMBICJA, PRESJA I ZNIECHĘCENIE

insect-3419778_1920

Mawia się, że ciężką pracą ludzie się bogacą. Jest to prawda, która ma wiele ukrytych znaczeń. Po pierwsze zakłada, że musimy pracować ciężko, a skoro pracujemy ciężko, to pewnie jest to praca ambitna dla danego człowieka, ale nie musi być ambitna dla wszystkich wokół. Ambitną pracą (nad sobą) dla mnie było kiedyś wyjście samodzielnie na zakupy. Dla kogoś innego nie jest to żaden problem a przyziemne zadanie do wykonania. Dla mnie ono nie było proste, a bardzo ważne do ponownego wyjścia „do ludzi”, dlatego zarazem ambitne, bo chciałam dokonać tej przemiany. Ciągle pracowałam nad sobą, aby znaleźć się tu gdzie teraz jestem. Po drugie stwierdzenie to wskazuje, że z naszego ambitnego planu może płynąć do nas jakieś bogactwo, rozumiane w różny sposób. Może to być dosłownie wzrost naszych dochodów, ale równie dobrze satysfakcja z życia.

Codziennie zewsząd jesteśmy zalewani i pompowani obrazami i przemówieniami o tym, że mamy wielki ukryty talent, że drzemie w nas wielki potencjał, który musimy odkryć, a potem konsekwentnie szlifować. Wpaja się nam, że trzeba ciężko pracować nad swoim sukcesem, że musimy wkładać wiele wysiłku, żeby cokolwiek osiągnąć. Nie neguję, że jest to prawda. Trzeba wierzyć w to, że jestem do czegoś powołany, że mam dar, talent i pasję. Doskonale wiem, że podążanie za marzeniami jest wymagającą pracą, nie tylko fizyczną ale i mentalną, kiedy zmagasz się z własnymi ograniczeniami i przekonaniami, a także przeciwnościami, które w trakcie realizacji spotykasz na swej drodze. Podejmujemy codziennie wiele nowych wyzwań, choć nie muszą to być spektakularne deklaracje jak przebiegnięcie półmaratonu czy koordynowanie dużego projektu. Bierzemy na siebie dużo pozornie małych rzeczy. Określamy sobie jakiś cel, do którego chcemy dążyć. Zazwyczaj jest to cel odległy i ambitny, bo uważamy, że tylko takie są w stanie rozpalić w nas motywację. Postanawiamy sobie, że w tym roku akademickim dostaniemy stypendium naukowe, awansujemy w pracy, nauczymy się nowego języka, zrzucimy parę kilo, pojedziemy w podróż marzeń i wiele innych. To nic złego, że chcemy się realizować i być coraz lepszymi specjalistami. Ale musimy się nad wieloma kwestiami zastanowić, żeby nas „stres nie zjadł”.

Warto abyśmy w pogoni za wyznaczonymi celami (lub co gorsza w wilczym pędzie donikąd) zapytali samych siebie:

DLACZEGO chcemy czegoś dokonać? Co nam to da? PO CO tam zmierzamy?

Może się okazać, że zidentyfikujemy tymi pytaniami wymagania innych wobec nas, np. mama wymaga abym skończył te studia, żona chce abym zmienił pracę na tę, która jest lepiej płatna. A co na to nasze potrzeby? Czy JA tego chcę?  Nie musi być tak, że to co zostało nam poniekąd przez innych podsunięte jest dla nas szkodliwe (kierunek studiów podsunięty przez mamę, okaże się być bardzo pasjonujący, a praca, którą wybierzesz pod wpływem żony będzie lepsza od dotychczasowej, nie tylko pod względem finansowym). Ale to my świadomie decydujemy o własnym życiu i to od nas zależy jaki mu nadamy kształt i czy to, co robimy przybliża nas do naszej wizji siebie i swojego życia. Przejęte od kogoś wizje i plany często kończą się fiaskiem i wypaleniem, bo po prostu tego nie czujemy i jest to dla nas bardziej obciążenie niż pożytek. Niestety najczęściej problem ten dotyczy relacji rodzic(e)-dziecko. Rodzice wymagają od dziecka czegoś, do czego ono nie jest przekonane i nie do końca się w tym widzi, ale z poczucia lojalności i szacunku wobec nich podąża wyznaczoną przez nich ścieżką.

Przez te pytania, możemy się także dowiedzieć czego tak naprawdę potrzebujemy i co jest dla nas najważniejsze. Dla przykładu: Jan może pracować od lat w firmie, w której wspinał się po szczebelkach kariery. Fascynowało go to od lat, by być coraz lepszym. Obchodząc 40.urodziny zaczął zastanawiać się nad tym czego tak naprawdę oczekuje od pracy, bo mimo kierowniczego stanowiska, wielu podwładnych, wysokiej wypłaty i uznania społecznego, nie czuje się do końca spełniony w tej pracy. Pojawiło się zniechęcenie do kolejnych awansów, bo najwidoczniej nie oto jednak Janowi chodziło w rozwoju zawodowym, a wcześniej tego nie dostrzegał, bo robił bez zastanowienia to co większość w jego otoczeniu, czyli przyjmował kolejne pojawiające się zlecenia i propozycje. Przebłysnęła w jego głowie wizja, by otworzyć własny biznes i być swoim szefem, nie musieć pracować dla prezesów, oglądać klientów, których ma już dosyć, stykać się z procedurami, które są dla niego bezsensowne. Uświadomił sobie, że tak naprawdę jego najwyższą wartością w rozwoju zawodowym jest wolność i sterowanie samym sobą bez zewnętrznych nacisków oraz nieograniczone możliwości rozwoju jakie daje praca na własny rachunek. Pytania DLACZEGO? i PO CO? Skłaniają nas do nazwania i poszukania przyczyn pojawiających się emocji, np. Jan mógł czuć złość i niechęć na samą myśl że musi iść rano do pracy, a kiedy zastanowił się nad tym dlaczego tak może być, to pojawiła mu się odpowiedź, że ta praca nie daje mu tego czego on potrzebuje. Taka refleksja często pokazuje w jakim kierunku możemy iść, aby osiągnąć to czego chcemy i pomaga w podejmowaniu decyzji. Jan odnajdując swoje potrzeby, postanawia otworzyć własną firmę, choć miałby to być mały zakład, w którym pracowałby sam od świtu do nocy.

Podczas podejmowania decyzji bierzemy pod uwagę opinię innych, ale nie chodzi tu do końca o to, że udajemy się do kogoś po radę, lecz myślimy w kategoriach: „jak zareagują na to moi rodzice? Czy to wystarczająco ambitne w ich oczach?” „co powiedzą na to sąsiedzi? Czy nie będą mi zazdrościć?” pojawiają się tu rozterki typu: zrobiłabym to, bo mnie to kręci, ale się boję, że nie dam rady, ośmieszę się. Zbyt łatwo zniechęcamy się zanim jeszcze podejmiemy działanie lub szybko poddajemy się i zarzucamy nasze cele, przyznając ze smutkiem, że faktycznie nie ma szans na sukces i nie nadaję się do tego, bo efekty nie przyszły takie jakbym oczekiwała i tak szybko jak chciałam. Sami na siebie narzucamy presję wizjami jak to powinno być. A życie jest na tyle nieprzewidywalne, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć co się wydarzy jutro, czy otrzymamy uśmiech od losu czy piasek w oczy.

Przez wiele czasu miałam chęć zrobić „coś wielkiego”, co spełniłoby moją wielką ambicję uczenia innych, ale nie takiego zwykłego mądrzenia się, czy pracy w szkole lub na kursach, lecz przez pokazywanie wzoru, przekazywanie w przystępny sposób tego czego się nauczyłam na uczelni czy doświadczyłam na własnej skórze i tego jak widzę świat, tym osobom, którzy okażą mi trochę zainteresowania oraz moim najbliższym, których kocham i pokocham. Założyłam bloga, prowadzę Instagrama, równocześnie studiuję, staram się poświęcać czas i uwagę znajomym oraz rodzinie rozmawiając z nimi (choć może jestem zbyt gadatliwa i ekspresjna – wiem o tym 😛 ) i wspierając ich, staram się być otwarta na ludzi. Postawiłam sobie ambitną misję przed sobą. Czasami jestem zniechęcona tym, że może nikt nie zechce tego czytać, bo są fajniejsze blogi, bo teraz to już nie jest na czasie, bo nikt nie ma już na to czasu. Dodatkowo narzucam sobie sama presję, że „powinnam coś już opublikować” i zniechęcam się, bo nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Wtedy przypominam sobie dlaczego się w to zaangażowałam i co takiego mi to daje. Czerpię ogromną satysfakcję i spełnienie z tego, że mogę choć część swoich przemyśleń przelać na formę słowną. Nie wiem czy to się komukolwiek przyda, póki co chciałabym żyć w takim naiwnym przekonaniu, że tak 😉

Czasami mam wrażenie, że biorę na siebie bardzo dużo różnych obowiązków. Okazje, by „złapać” nowe zadanie, podjąć się nowego wyzwania, pojawiają się codziennie, ale najważniejsze jest, aby co jakiś czas weryfikować to, co nadal mi służy i za czym chcę podążać, a co generuje dużo stresu, bo nie chcę już tego robić, nie rozwija i odciąga od tego co dla mnie ważne. Niestety musimy z potrafić odpuszczać i rezygnować z pewnych spraw, by nas nie przytłoczyły.

Presja na ambitne cele może płynąć z zewnątrz i z wewnątrz nas, dlatego powinniśmy być uważni na płynące sygnały, takie jak negatywne emocje pojawiające się w zetknięciu z jakąś sytuacją, bo to może oznaczać, że jej po prostu nie chcemy w naszym życiu i zdrowiej byłoby dla nas, aby takich sytuacji pojawiało się względnie mało. Oczywiście nie jesteśmy w stanie wyeliminować wszystkich stresorów, ale możemy postarać się je jakoś ograniczyć, np. jeśli mamy pracę, która jest dla nas ciężka psychicznie, możemy zacząć od zastanowienia się jakie mam z tej sytuacji wyjście. Sama myśl, że mam wyjście i mogę zdecydować o samym sobie jest odciążająca. Możemy zacząć szukać innej pracy i otworzyć się tym samym na zmiany, których najwyraźniej potrzebujemy. Tak samo może być z relacjami z ludźmi, dbaniem o zdrowie, naszym hobby i wieloma innymi aspektami naszego życia, gdzie mamy tendencję do wywierania na siebie samych presji lub przyjmując od innych różnego rodzaju naciski. Zarówno chwytanie się wszystkich wyzwań jakie pojawiają się na horyzoncie, jak i brak pomysłu na siebie, mogą być równie zniechęcające i stresujące. Nie doprowadzajmy do zbyt szybkiego wypalenia się naszego cennego potencjału i energii, która w nas drzemie i regeneruje się każdego dnia. Nie zużywajmy ich na projekty, które nie są dla nas atrakcyjne. A żeby się dowiedzieć w które możemy inwestować swoje ambicje i siły, trzeba wiedzieć, czego tak naprawdę chciałbym/chciałabym dokonać, gdyby nie istniały żadne ograniczenia? Z taką refleksją Was zostawiam.

Jeśli zainteresował Cię ten wpis, być może zechcesz przeczytać również o tym:

Pozdrawiam,
Julia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *