Jesteśmy tylko ludźmi, więc popełniamy błędy. Być może jest to truizm, ale często zapominamy o prawdzie płynącej z tych słów. Nikt z nas nie jest wszechwiedzący. Obawiam się również, że nie ma na świecie człowieka, który jest w stanie ciągle i w pełni kontrolować sposób ekspresji swoich emocji. A kiedy do głosu dochodzą emocje, łatwo o pomyłkę czy wyrządzenie komuś, świadomie lub zupełnie niechcący, mniejszej lub większej przykrości.
Jak to mówią: „Tylko umarły się nie myli”.
Gdy byłam dzieckiem wymagano ode mnie bym posłusznie wykonywała polecenia, najlepiej samodzielnie, domyślając się czego się ode mnie wymaga, a wszystkie błędy były niewybaczalne i boleśnie wytykane i na nic były moje przeprosiny. W pewnym momencie zaczęłam przepraszać nawet za to, że żyję… Zazwyczaj nie miałam nic na swoją obronę i kiedy zrobiłam błąd, pokornie czekałam na wymierzenie kary. Odbierałam ją wtedy jako niesprawiedliwą, niesłuszną i przesadzoną. Zapewne tak było. Uznałam, że obrona siebie nie ma sensu i trzeba się z tym pogodzić.
Z czasem, kiedy już dorosłam, dotarło do mnie, że nie potrafię się bronić ani stawiać czoła problemom i błędom, które popełniam. Totalnie zamykałam się na konfrontację, nie próbowałam załagodzić sytuacji, jedynie uciekałam i wewnętrznie karałam się za to, co się stało. Cierpiałam w ciszy.
Tym osobistym wpisem chciałam przekazać, jak ważne jest zatroszczenie się o własny spokój ducha. Kiedy zaczęło do mnie docierać, że nie ja jestem winna wszystkich złych rzeczy na tym świecie, kiedy dowiedziałam się jak funkcjonują i jaką rolę mają emocje, wiele się zmieniło.
W pewnym momencie zrozumiałam, że kiedy zrobię coś nie tak wobec innej osoby, to nikt mnie nie ukarze za to bardziej dotkliwie niż robię to sobie sama. Wytykanie wszystkich błędów, nawet tych, które miały miejsce lata temu, z zażenowaniem, wstydem i złością. Zamykanie się na świat i ludzi, „bo przecież zrobiłam coś źle i jest to godne potępienia”. Wmawianie sobie, że już na nic nie zasługuję i nic dobrego mnie nie czeka, bo jestem złym człowiekiem i tchórzem, bo nie potrafię spojrzeć problemom w oczy. To były największe kary jakie mogły mnie spotkać. Przestałam się bać kary, którą mogłabym otrzymać od innych, bo jak się ma nawet największa krzywda, którą może mi wyrządzić ktoś w odwecie, do tego co robiłam sobie sama. Zwyzywa mnie? Kiedy ja sama wyzywam siebie jeszcze bardziej wyszukanymi epitetami dokładając to co mi się przypomni z innych wydarzeń. Obrazi się? Kiedy ja sama unikam kontaktu z moimi myślami, chcę przestać istnieć i wymazać wszystkie wspomnienia które mam. Uderzy, kopnie, poszarpie? Kiedy ja sama często zadaję sobie ból fizyczny, by poczuć ulgę w napięciu.
Odważyłam się raz przyznać otwarcie do błędu bez wyjaśniania, bez usprawiedliwiania się. Byłam na dywaniku u nauczycielki, której wszyscy się bali. W pewnym sensie nie mogłam postąpić inaczej, niż jedynie ze skruchą wyznać swoją winę, by nie dolewać oliwy do ognia. Stało się coś nadzwyczajnego, czego się nie spodziewałam – poczułam ulgę, jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar. Nikt mnie nie skrzyczał, nie obraził się ani nie uciekł się do kary fizycznej. Nauczycielka poczuła się wręcz doceniona i z dobrym humorem poprowadziła dla naszej klasy lekcję, choć wcześniej mieliśmy przekichane, bo przez niedomówienie chcieliśmy sobie zrobić wagary. Było to dla mnie tak niezwykłe i kulminacyjne doświadczenie, że powoli zaczęłam zmieniać swoje postępowanie. Już nie muszę uciekać się do ukarania siebie samej, bo wszelkie niedomówienia i pomyłki staram się wyjaśniać od razu.
Teraz wiem, że łatwiej jest się do błędu przyznać, powiedzieć co poszło nie tak i dlaczego, niż zadręczać się w swojej głowie, co może pakować nas w kolejne tarapaty. Dodatkowo każde doświadczenie, nawet to, które jest dla nas trudne, jest najlepszą nauką. Jestem pewna, że drugi człowiek, tak samo jak Ty, w głębi serca nie chce zaostrzać sytuacji, a także jest w stanie wiele zrozumieć i przebaczyć. Co więcej, poczuje się doceniony i przez Ciebie szanowany. Być może nawiążecie bliższą znajomość lub jeśli jesteście już w relacji, poprawi się. Szczerość naprawdę popłaca. I nie jest to żadna manipulacja, lecz traktowanie siebie nawzajem z szacunkiem i zrozumieniem. Tak zwyczajnie, po ludzku.
Naukę płynącą z moich doświadczeń znalazłam też w książce „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi” Dale’a Carnegie’go, w której pisze on:
„Odwaga przyznania się do własnych błędów przynosi wiele satysfakcji. Nie tylko pozbawia poczucia winy, ale często pozwala rozwiązać problem spowodowany tymi błędami.”
„Kiedy wiemy, że zasłużyliśmy na reprymendę, czy nie jest o wiele lepiej uprzedzić cios i samemu przyznać się do winy? (…) Szanse są jak sto do jednego, że [rozmówca] okaże się wspaniałomyślny, wybaczy Ci błędy, które z własnej woli pomniejszy.”
Więcej na temat nauki jaką wyniosłam z tej książki o zdobywaniu przyjaźni znajdziesz tu: PRZYJAŹŃ. Co zrobić by inni nas lubili?
A jeśli chcesz się dowiedzieć w jaki sposób udało mi się zaakceptować samą siebie zajrzyj tu: Jak polubić siebie? Mój sposób na pokonanie samokrytycyzmu i nawiązanie ze sobą przyjaźni.